Kolejne media o LUKAM

ARTYKUŁ UKAZAŁ SIĘ NA OGÓLNOPOLSKIM PORTALU ( zapraszamy do lektury i do przeczytania komentarzy 🙂 )

 

http://www.weszlo.com/news/17885-Duzy_futbol_w_malym_miescie_Ireneusz_Koscielniak_i_jego_szkolka_pilkarska

 

Duży futbol w małym mieście. Ireneusz Kościelniak i jego szkółka piłkarska

 

25 grudnia 2013 – 10:26

Szkolenie dzieci to ostatnio bardzo popularny temat. W mediach co rusz głos zabierają eksperci głoszący swoje prawdy objawione, przekonujący, że wiedzą, co robić i jak robić. Szkółki i akademie powstają niemal jak grzyby po deszczu, zapełniając kolejne ośrodki miejskie. Jak pokazuje życie – nie tylko te duże, z niemal niezmierzonymi możliwościami, ale też te mniejsze, gdzie przynajmniej w teorii nie da się zrobić niczego nadzwyczajnego. Na szczęście, to tylko teoria, której w żaden sposób nie potwierdza przypadek Ireneusza Kościelniaka.

Potrzeba matką wynalazków

Profesjonalna szkółka piłkarska Lukam 2010 powstała trochę przez przypadek. – Byłem trenerem w miejscowym klubie i widziałem wszystko, co działo się tam nie tak. Poszedłem z tym do prezesa, ale w odpowiedzi usłyszałem, że mam przeprowadzić selekcję i zrezygnować z połowy dzieci. Wtedy sami rodzicie powiedzieli mi, że jeśli otworzę prywatną szkółkę, oni przyślą do mnie swoje dzieci – opowiada Ireneusz Kościelniak, były piłkarz m.in. Amiki Wronki i Górnika Zabrze i założyciel szkółki.

W Skoczowie, gdzie rozgrywał się przywołany akt spektaklu, sport od lat skoncentrowany był w oku jednego klubu. 90 lat tradycji z jednej strony robi wrażanie, ale z drugiej – nie zostało okraszone żadnym sukcesem. Wiodącą sekcją była oczywiście ta piłkarska, barwy Beskidu Skoczów w różnych okresach przywdziewało kilku zawodników, którzy potem przewinęli się przez ekstraklasę czy reprezentację kraju. Niemniej, w zakresie szkolenia dzieci i młodzieży to typowy małomiasteczkowy klubik, w którym wszystko kręci się w ten sam sposób, co 10, 15, 20 lat temu. Ireneusz Kościelniak swoją szkółką zagospodarował więc wolną przestrzeń, która do tej pory stała odłogiem.

Jego projekt wystartował we wrześniu 2010 roku. Pierwszą grupę adeptów, w sile mniej więcej 20 głów, stanowili przede wszystkim chłopcy, których prowadził jeszcze w Beskidzie i których musiał stamtąd „odpalić”. Początki w głównej mierze opierały się na budowaniu dobrej opinii o oferowanym produkcie i próbach przebicia się do świadomości lokalnej społeczności. Całość była oczywiście firmowana nazwiskiem założyciela, które niedużym mieście mimo wszystko robiło wrażenie.

Były piłkarz przekonuje jednak, że samo nazwisko, choć niewątpliwie pomocne, w rzeczywistości nie jest żadnym wykładnikiem. – To, że nazywam się Kościelniak to jedno. Ważniejsze jest to, co mam do zaoferowania jako trener. Z racji, że przez kilkanaście lat grałem w najwyższej klasie rozgrywkowej, w różnych klubach i u różnych trenerów, to siłą rzeczy mam co pokazywać. A co oferują lokalne klubu, w których trenerem jest chłopak ze zwykłym kursem instruktora, który często nie umie pokazać dziecku podstawowych elementów? A przecież w przypadku małych dzieci nie wystarczy, że o tym opowiesz, musisz im to zaprezentować.

Kościelniak widząc, że szkółka szybko zyskuje na popularności, postanowił wejść w nią na dobre i w dużej mierze pod nią ułożyć swój styl życia. Wiele rzeczy przesunął delikatnie na bok, ale nie ambicje pracy z seniorami. Łącząc obie funkcje udało mu się nawet zrobić dwa awanse – najpierw z Wisłą Ustronianką do czwartej, a następnie z Rekordem Bielsko-Biała do trzeciej ligi. Oba w bardzo krótkim czasie i oba historyczne. Niemniej, kiedy odszedł z bielskiego klubu, nowego pracodawcy szukał stosunkowo blisko domu. I choć dostał lepsze, bardziej atrakcyjne sportowo oferty, ostatecznie przystał na tę z Drzewiarza Jasienica, dzięki której ma pełną kontrolę nad tym, co dzieje się w Lukamie. Jak sam mówi, potrzebuje jeszcze co najmniej dwóch lat doprowadzenie roboty do tego stopnia, by wszystko działało jak należy, nawet gdy on będzie w zupełnie innym zakątku kraju.

Profesjonalizm, transparentność, dyscyplina

Na dzień dzisiejszy piłkarskie szlify zbiera w Lukamie około120 dzieci. Oczywiście ta liczba nikogo na kolana nie powala, ale jeśli weźmiemy pod uwagę, że mamy do czynienia z 15 tysięcznym miastem, to proporcje wyglądają już znacznie lepiej. A już tym bardziej, jeśli liczby Lukamu zestawimy z liczbami innych okolicznych klubów. W dodatku w ciągu trzech lat działalności szkółka wyrobiła sobie na tyle dużą renomę, że dziś ochoczo garną się do niej chłopcy z innych miast – Odebrałem niedawno telefon od pana z Bielska – Białej, który chciał zapisać do nas swojego syna. Zapytałem go, gdzie w tym sens, skoro ma pod nosem i Podbeskidzie, i Rekord, w których bardzo dobrze pracują z dziećmi. On jednak uparł się, żeby syn trafił do nas – opowiada Ireneusz Kościelniak.

Duże zainteresowanie to zapewne rezultat świetnych wyników stricte sportowych szkółki, które w okolicy odbijają się szerokim echem. Dla przykładu – drużyna z rocznika 2003/04 nie przegrała meczu od dwóch lat. W tym czasie mierzyła się między innymi z rówieśnikami z Podbeskidzia Bielsko-Biała , Rekordu BB czy szkółką Górnika Zabrze, prowadzoną przez byłych wybitnych piłkarzy tego klubu Jacka Wiśniewskiego i Piotra Gierczaka. Ostatni skalp zebrała przed kilkoma dniami, w Krakowie, gdzie najpierw zremisowała, a potem wygrała z drużyną cenionej Akademii Piłkarskiej 21. Młodzi chłopcy ze Skoczowa broni jednak nie składają i w najbliższym czasie planują wybrać się na niezbadane dotąd tereny – do Warszawy na mecz z Legią i do Poznania na Lecha.

Patrząc na to wszystko w głowie automatycznie rodzi się pytanie – w czym tkwi sekret Kościelniaka i jego współpracowników? W gruncie rzeczy nie ma w tym nic skomplikowanego. Po prostu stawiają na rzeczy oczywiste, przez innych…nierzadko po prostu pomijane. W specjalnie opracowanej metodologii treningów przygotowanie koordynacyjne i gimnastyczne jest u nich równie ważne, jak to czysto piłkarskie. W dodatku dzieciom już od początku wpaja się podstawowe zasady dobrego odżywiania. – To przynosi efekt, bo potem przychodzi do mnie matka jednego chłopaka i mówi, że wyprawiła synowi urodziny z chipsami i colą, a on powiedział jej, że tego nie może, bo to niezdrowe – śmieje się były obrońca Górnika.

Istotne jest także to, że każdy zawodnik jest monitorowany indywidualnie. Posiada swoją kartoteką z rozpisanymi mikro, makro i mezocyklami. Trenerzy wiedzą więc wszystko o jego słabych i mocnych stronach, widzą, w którą stronę należy skierować jego rozwój. Każdemu zawodnikowi poświęca się maksimum uwagi, co brzydko mówiąc, znacznie ułatwia „obróbkę materiału”

Kolejnym aspektem, który traktuje priorytetowo jest dyscyplina. Wiadomo, dzieci traktuje się często w sposób specjalny, ale od najmłodszych lat trzeba wpajać się im szacunek dla autorytetów. A tym niewątpliwie jest dla swoich podopiecznych Kościelniak. Zresztą, jeśli o dyscyplinę chodzi, to wzorce czerpał od absolutnych mistrzów tematu. W końcu w Amice Wronki pracował ze Stefanem Majewskim. – On przyjechał wtedy z Kaiserlautern i starał się wpoić nam niemieckie wzorce. Gdy na przykład szliśmy na obiad, to niezależnie od pogody, musieliśmy być jednakowo i schludnie ubrani. Na stołówce nie wolno było ze sobą rozmawiać, jeść zaczynaliśmy dopiero, gdy trener wstał i powiedział „smacznego”. Jasne, było to śmieszne, ale miało też sporo sensu. Dziś ze swoimi zawodnikami staram się postępować podobnie, bo wiem, że jeśli powstrzymają się od rozmów na stołówce, to tak samo będzie na treningu, w czasie tłumaczenia ćwiczeń – tłumaczy trener.

Sprawami administracyjnymi i całą papierkową robotą w szkółce Kościelniak zajmuje się sam i stawia na pełną transparentność. Koniec roku to podsumowanie finansowe przedstawiane rodzicom, którym czarno na białym przedstawia się, na co przeznaczone zostały ich pieniądze. To ważne, bo po pierwsze – pokazuje im, że od początku do końca traktuje się ich uczciwie, a po drugie – uświadamia ludziom, że pobieranie opłat nie od razu wiąże się z zarobkiem. Oczywiście w tym miejscu można zapytać – po co w takim to wszystko, skoro się nie zarabia. Tłumaczenie jest jednak proste. – Szkółka to dla mnie inwestycja na przyszłość. Na początku wiele rzeczy musiałem pokryć z własnej kieszeni i nie były to małe koszty. Dziś wszystko po woli zaczyna się zwracać, ale o realnym zarobku będziemy mogli rozmawiać dopiero za kilka lat.

Dojdziemy do seniorów!

W marcu 2011 roku Kościelniak wykonał kolejny krok na drodze do jeszcze większej profesjonalizacji swoich działań i stworzenia swoim podopiecznym dodatkowych możliwości rozwoju. Właśnie wtedy, by nie tracić najzdolniejszych wychowanków na rzecz innych zespołów, powołał do życia stowarzyszenie i klub piłkarski Lukam 2010 Skoczów. Dzięki temu jego zawodnicy zyskali możliwość rywalizowania w rówieśnikami w ramach rozgrywek organizowanych przez podokręgi futbolowej centrali. Wyniki? Jak do tej pory rewelacyjne, i szybko raczej się to nie zmieni. To jednak zasługa nie tylko trenerów, ale też zaufanych ludzi, jak prezes klubu Andrzej Ogórek czy Piotr Łuka, którzy pomocą służą w każdej chwili, a projekt zapoczątkowany przez Kościelniaka, angażują się w niemniejszym stopniu niż on sam.

Długofalowy cel, dla którego założono klub, zakłada zbudowanie w przyszłości seniorskiej drużyny opartej na samych wychowankach. Jeśli się uda, będzie to ewenement na skalę krajową. A że się uda – nie mamy wątpliwości. Wystarczy spojrzeć na zawziętość i pasję, z jakimi pomysł realizuje Ireneusz Kościelniak.

Najbardziej śmiały pomysł zakłada budowę własnego boiska, które byłoby do dyspozycji szkółki non stop. Nie jest bowiem tajemnicą, że w takich miastach, jak Skoczów infrastruktura sportowa nie stoi na najwyższym poziomie. Dostęp do boisk to na dzień dzisiejszy największa bolączka. W dodatku, jeszcze nie tak dawno, grono „życzliwych” próbowało zablokować adeptom Lukamu możliwość korzystania z głównej płyty miejskiego stadionu. Stan murawy był podobno opłakany i działał na szkodę seniorskiej drużyny Beskidu. Na szczęście w ratuszu, który de facto zarządza sportowymi obiektami w mieście, ktoś poszedł po rozum do głowy i nie przystał na próbę zawłaszczenia. Nie zmienia to jednak faktu, że Ireneusz Kościelniak i tak snuje plany budowy własnego obiektu, bo jego podopieczni tylko wtedy będą mieli pełnię komfortu.

Zanim jednak do tego dojdzie były piłkarz stara się już teraz stworzyć swoim zawodnikom namiastkę poważnej piłki. Lukam dwa razy w roku jeździ na obozy przygotowawcze i trenuje… niezależnie od pogody. Ulewny deszcz czy silny wiatr to dla Kościelniaka żadne powody do odwołania treningu. Dlatego przez trzy lata odbyły się wszystkie, które figurowały w rozpisce. Od następnego obozu z drużyną podróżować będą również księża. Dwaj, bo oprócz katolickiego, także ewangelicki. Śląsk Cieszyński to bowiem największe w kraju skupisko wyznawców kościoła ewangelicko-augsburskiego.

Pomysł włączenia duchownych do sztabu to spora innowacja. Szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę, że cały czas mówimy o szkoleniu dzieci. – Oprócz treningów praktycznych prowadzimy też teoretyczne. W ich trakcie często rozmawiamy o różnych sprawach. W każdej drużynie, w której grałem mieliśmy kapelana, który służył nam pomocą. Wydaje mi się, że dzieciom ktoś taki może pomóc tym bardziej – przekonuje o swoich racjach Kościelniak.

Klub piłkarski Lukam nie odcina się również od współpracy z menedżerami. Prędzej czy później zawodnicy ze Skoczowa znajdą się pod opieką profesjonalistów, którzy będą sprawować nad nimi pieczę. Chodzi tu nie tylko o aspekt menadżerski, ale też prawny, który nierzadko bywa zaniedbywany. Aha, umową patronacką z zespołem związał się Antonii Piechniczek. Warto to podkreślić, bo wcześniej żaden klub w regionie nie dostąpił tego przywileju. Mimo że „Piechnik” w Wiśle mieszka chyba od zawsze.

Nie jest też wykluczone, że najzdolniejsi zawodnicy nie doczekają się debiutu w klubowych barwach na seniorskim poziomie. Lukam już teraz blisko współpracuje z Górnikiem Zabrze, a Ireneusz Kościelniak jest przekonany, że kwestią czasu jest, kiedy śląski klub zacznie zgłaszać się po „perełki” z jego szkółki. Inne klubu, jak chociażby bielskie Podbeskidzie i Rekord, już to robią. Jednak na ten moment nie mogą zaoferować podopiecznym Kościelniaka niczego ponad to, co oferuje im się w Skoczowie.